taki plan – ulepić w końcu bałwana i za jego pomocą odgonić myśli o rozleniwieniu i pukającej w moje czoło starości.
Brak bałwana = starość.
Bałwan pod balkonem dawałby nadzieję. 🙂
A tu jak na złość, w nocy z soboty na niedzielę ocieplenie zrobiło mi psikusa.
Przebudziłam się nad ranem i usłyszałam kapanie. Nie wiedziałam, że zmiany za oknem będą aż tak poważne. W blasku słońca bałwan był już tylko marzeniem.
Wyszłam po południu do sklepu, ale bardziej chodziło mi o złapanie świeżego oddechu. Wiał wiatr. Świat pozimowy wyglądał fatalnie. Bura trawa, błoto, psie kupy, papiery, woda, woda, woda. No i resztki smętnego bałwana na boisku. Nie mojego.
Ewa
bałwan bałwanem, ale lepiej, że się topi….
E tam :/
Masz rację ohydnie za oknem!
jakiej starości???
pozdrawiam ;o)))
jeszcze bedzie okazjia ulepić:)
A u mnie każdy bałwan, który stoi na podwórku jest wcześniej czy później profanowany przez psy …:)
psie kupy sa najgorsze…. fuuuu
jakby jesień się z zimą zamieniła…;(
skora jak niemowlak…