działała mi na nerwy. Przyszła do pracy parę miesięcy po mnie i pachniała dewotką z kompleksami. Nie jest łatwa we współżyciu, raczej konfliktowa. W prezencie dla mnie, zawsze miała w rękawie jakąś szpilę, którą kłuła znienacka. Tak jej w zasadzie zostało. Tylko że ja wcale się tym nie przejmuję, a nawet polubiłam jej specyficzny sposób bycia. Bywa złośliwa, dlatego przy okazji jakiejkolwiek rozmowy czekam na atak. Z reguły nie czekam zbyt długo 🙂 Czasem zabieram ją samochodem, bo mieszkamy na tym samym osiedlu. Bawią mnie jej komentarze, z których potem śmiejemy się w domu. Jest niezawodna.
Po powrocie z urlopu zastałam ją w pokoju kolegi, gdzie w małym gronie raczyli się imieninowym ciastem. Spojrzała na mnie i pierwsze słowa jakie usłyszałam brzmiały: ooo…opaliłaś się, a przecież nad morzem nie było pogody, to pewnie solarium…
Wracałyśmy razem do domu i rozmawiałyśmy o małych cyckach, ciuchach i dzieciach. Tradycyjnie. Podjeżdżamy na parking a Becia pyta: a gdzie twój syn? Pewnie na podwórku – odpowiadam – trudno go w domu utrzymać, pewnie zjadł obiad u babci i poszedł grać w piłkę. No tak – ona na to – podwórko ci dziecko chowa…
Becia nadaje mojemu życiu odpowiedni koloryt. Bez niej jak bez ręki. 🙂
Takich ludzi czasem brakuje.
Za to szczera jest:)
nie lubie imienia beata…
Złosliwa baba a nie tam Becia 😛
hmm jako folklor napotykany od czasu do czasu dla urozmaicenia okej, a nawet fajnota… ale na co dzień nie zazdroszczę…
Znam też taki typ złośliwca i również darzę sympatią 🙂