jedna z najprzyjemniejszych chwil w ciągu całego dnia.
Cały rytuał wręcz.
Najpierw zmywam makijaż, związuję włosy, (wcześniej odwiedzam toaletę aby mnie potem nic nie rozpraszało), układam ręcznik przy wannie (co by miękko i cieplej pod pupą było), wlewam płyn do kąpieli i dopiero potem puszczam do wanny wodę. Pomału, ale tak żeby strumień powodował dosyć intensywny szmer. Siadam na ręczniku, opieram się plecami o wannę, otwieram książkę i upajając szumem spływającej wody, czytam.
Nie rozumiem koleżanki, którą denerwuje zbyt długie napełnianie wanny wodą. Ją to niecierpliwi, szkoda jej na to czasu.
Dla mnie to moment wytchnienia, izolacji. Taki tylko mój.
Ewa
Kiedyś chyba pisałaś, że już od dziecka lubisz takie różne szumy i pozytywnie na Ciebie działają.
P. też czyta w łazience, tyle, że leżąc w wannie. Wypuszcza co chwilę wodę i wpuszcza ciepłą. Potrafi tak nawet przez 2 godziny a ja mu jęczę o rachunkach za wodę i o deficycie wody na świecie i prawdopodobnie trochę psuję mu to czytanie.
miło mieć taką chwilę dla siebie
wchodząc wczoraj do wanny przypomniałam sobie o tej notce 😉
przenikanie światów …
a ja się zawsze slizgam jak juz się duzo naleje i się boję że zamoczę ksiązkę
otóż to – w przypadku łazienkowych lektur wytrzymałość na wilgoć oraz poręczny format do trzymania tuż nad wodą jest równie ważny, jak treść.
od 27-go już się kąpiesz,moze byś wyszła z wanny bo się zrobisz cała pomarszczona
Gdzie sie szanowna Kolezanka podziewa…?:)
się teskni…za notkami:)
w Zmiennikach był odcinek z trupem w wannie… ta wizja mi się nasuwa.
już, już, wkrótce nadrobię zaległości..