Kolęda.
Bez przekonania, ale bez zdolności/odwagi odmówienia księdzu.
W końcu jesteśmy katolikami.
Tyle że niepraktykującymi.
O to, aby nauczyć Kasię żegnać się, zadbała teściowa i opiekunka. Ale wiadomo, sporadyczność tej czynności spowodowała, że przed obliczem księdza Kasia zapomniała co i jak. Dobrze wyszło jej tylko „amen”. Ksiądz proboszcz bez złudzeń, aczkolwiek spokojnie, zasugerował ćwiczenia w tej kwestii.
W trakcie wymuszonej rozmowy (chyba najbardziej starał się Maciek) padło z ust proboszcza pytanie:
– Kasiu, a czy ty chodzisz do kościoła?
Zapadła cisza.
Byłam okropnie ciekawa co powie. Nikt z nas niczego jej nie ułatwił.
Czekaliśmy.
Moje dziecko, przejęte (zarumienione) w podobnym stopniu jak w trakcie odwiedzin Mikołaja, podumało chwilę (trzymając paluszek na ustach) i odrzekło poważnie:
– Pamiętam…, że kiedyś byłam.
Zuch!
Adam, na podobne (rutynowe) pytania księdza, reagował cudownym, lekko zażenowanym uśmiechem.
A potem, po wyjściu kapłana, nastąpiła zabawa kropidłem.
Kasia biegała, kropiła co popadnie wołając:
– Poświęce dom żebyście długo i szczęśliwie żyli!
A gdy skropiła mnie, oznajmiła:
– Poświęciłam cię, poświęciłam cię, będziesz święta!
No nie wiem
Ewa