Szaro, buro, nie, nie idę do pracy. Zagrzebię się po
ciepłą kołdrą, zalegnę, zniknę.
Tapeta na twarz, zielony sweter, koniec z ocieplanymi kozakami.
Skrob, skrob skrobaczką, muzyka głośniej, prawy
kierunkowskaz.
Słońce w twarz.
Jak kopniak prawie.
Nieoczekiwany atak optymizmu. Krótkotrwały,
aczkolwiek wyraźny. Że się uda, że kochają, potrzebują, że warto, że mam rację,
że umiem, że w dobrą stronę, że brak przeszkód, że jest dobrze..
Dzięki Ci, dzięki, za to słońce z rana.
Ewa
o, to znam! i potem sam nie wiem czy jest dobrze czy jest źle w gruncie rzeczy – kiedy byle pierdoła wznosi człowieka z nizin na wyżyny lub zrzuca przeciwnie.