To był jej pierwszy dzień w nowej pracy. Ma oczywiście swoje
biurko, stanowisko przydzielone, krzesło, długopis, czajnik, pokój, w którym
powinna warować (przecież to pierwszy dzień), czyli normalnie.
W którymś momencie zniknęła.
Po jakimś czasie zaczęto jej szukać. Początkowo delikatnie:
gdzie jest? u kogo? nie widzieliście jej?
Po godzinie już z lekutkim podenerwowaniem: gdzie to łazi? gdzie
się zawieruszyła? u kogo skryła? niepoważna czy co?
Dopiero po półtorej godziny skojarzono walenie w drzwi z jej
zniknięciem.
Walenie w drzwi MĘSKIEJ toalety.
Damska była akurat zajęta, a w męskiej, do której weszła,
urwała się wewnętrzna klamka.
Pech, co nie? 😉
Ewa
chachacha!
P.S. a jak długo trwało to walenie? bo jak TROCHĘ, to świnie nie ludzie:D
powazne TROCHE to trwało
ale na karb specyfiki miejsca pracy można to zrzucić