Na jednym z przystanków w drodze do
Poznania wsiadła rodzinka. Dziewczyna z dzieckiem i jej dziadkowie.
Starszy państwo mieli specyficzny zapach. Dobrze go czułam, bo
usiedli przede mną.
Monotonna jazda uśpiła staruszkę. I
„zapach” się nasilił. Był tak intensywny, że momentami nie
wiedziałam czy to ona, czy woń wsi za oknem. A raczej smrodek
krowich placków.
Taki zapach czułam nie pierwszy raz od
starszych osób. Dziwne że zawsze jest podobny. Jakby pod koniec
życia ludzie upodabniali się do siebie pod tym względem, tracili
indywidualizm. Nie jest to przyjemna wizja. Jak i sama starość
niestety.
Ewa
„pachnie smrodem” – powiedział kiedyś Bartek na schodach. i miał, dalibóg, rację.
prawda – małe dzieci i staruszkowie nie mają jeszcze/już cech indywidualnych. cechy indywidualne mamy my 😉
i my bedziemy inni na starość, prawda?
;))