Szybko nawiązała kontakt z dziewczynkami zamieszkującymi
domek naprzeciwko. Dzieci tak mają. Cześć, jak masz na imię, jestem Kasia, co
robisz, w co się pobawimy…
Dziewczynki grzeczne, z warkoczami do pasa, posłuszne
rodzicom, chętne do zabawy i otwarte na znajomość z Kasią.
Któregoś dnia rozsiadły się we trzy na krzesłach ogrodowych
i opowiadały sobie historie. Słyszałam je całkiem dobrze, a to znaczy, że
niestety rodzice dziewczynek, na tarasie, których panny urzędowały, słyszeli je
o wiele lepiej.
Opowiastki były specyficzne. W powabnym, kasinym stylu, więc
to ona musiała całą zabawę zainicjować. Było tam sporo o kupie, smrodach,
śmierdzielach, bąkach, piardach.
Dziewczynki wymyślały na zmianę. W jednej rundzie, gdy
przyszła kolej na Kasię, ta rozpędziła się w swej wyszukanej opowieści na tyle,
że jedna z dziewczynek zwróciła jej uwagę, że już za długo mówi. Na to druga
słuchaczka zareagowała z entuzjazmem:
– Niech mówi! To najlepsza historia!
Ewa
hahah, to pewnie wpływ starszego brata;)
a jak skomentowali to rzeczeni rodzice dziewczynek?
waiting: nie da się ukryć
foksal: nie pytałam