To
trochę dziwne, niewiarygodne wręcz, ale Maciek był na koncercie
Metalliki. Kolega miał zbędny bilet i zaproponował Maćkowi
wspólny wyjazd. Na koszt tamtego. Takiej propozycji to i ja bym nie
odrzuciła.
Maciek
kupił sobie odpowiedniego t-shirta coby się z tłumu nie wyróżniać,
zabrał plecak, aparat i przekonanie, że dealerzy narkotyków nie
dadzą mu spokoju i wróci obładowany trawką czy innym dziadostwem.
Pojechali.
Dotarli.
Przeszli
przez kilka bramek, obszukań i wylądowali na płycie.
A
wtedy pozostało już tylko walczyć o życie.
Dosłownie.
Nieświadomy
zagrożenia małżonek wciągnięty został przez pogującą grupę.
Z jego opowieści wynika, że nie mógł się z tego szalonego kręgu
wydostać. Napierali na niego z każdej strony, nie miał oparcia we
własnych nogach. Niewiele brakowało by się przewrócił i został
najzwyczajniej w świecie stratowany. Ocalenie przyszło w postaci
osiłka, który zmęczony kotłowaniną zaczął torować sobie drogę
pomiędzy skaczącymi. Maciek potuptał za nim.
Z
kolegą, z którym pojechał, odnaleźli się dopiero po koncercie.
Nie
te lata mocium panie. Nie te lata. ;P