Po którejś wycieczce rowerowej okazało się, że zgubiłam podeszwę z obcasa sandała. Pozostała dziura. Stare są, zniszczone, robocze, miałam więc ochotę wyrzucić je do kosza, ale jakoś tego nie zrobiłam. Zaległy w szafce na buty. Po jakimś miesiącu od tego zdarzenia jechaliśmy na rowerach w stronę działki rodziców. W którymś momencie Maciek zauważył coś i rzucił żartobliwie
– O, jakiś obcas, może to twój?
– Obcas? – zatrzymałam się i cofnęłam rower – O!? Ty, chyba to rzeczywiście mój!
– Żartujesz!?
Zabrałam go do domu, dopasowałam do sandała i …hmm… to on.
Maciek dokleił brakującą część w odpowiednim miejscu i but służy.
Ciekawe co działo się z nim przez ten długi czas? Bo tą drogą przejeżdżaliśmy kilkakrotnie i nigdy go tam nie zauważyłam.