Ogłoszenie o przyjeździe Hrabi do mojego miasta dostrzegłam szybko, ale odpuściłam sobie, choć jest to mój ulubiony kabaret. A potem doczytałam, że poza programem dla dorosłych proponują również coś dla dzieci. W cenie jednego biletu dla dużych, mogłam kupić dwa bilety na propozycję dziecięcą. Sprawa została przesądzona – idziemy obie. Czułam, że nie pożałuję. Było ekstra. Kasia się śmiała, a ja w pewnym momencie ze śmiechu się popłakałam. Zresztą mam tak, że gdy pani Joanna Kołaczkowska wchodzi na scenę ja już się uśmiecham. Ona ma w sobie coś takiego, że wystarczy kiwnięcie palcem, spojrzenie, gest, żeby wprowadzić mnie w dobry nastrój. Skecze były zrobione pod dzieci, o ślimaku, o porannym rozgardiaszu, o sklepiku z głosami, o chłopcu, który nie mył uszu itd., ale dorośli na pewno się nie nudzili. Dwie panie, które siedziały obok nas, przyszły bez dzieci, same, i śmiały się jak głupie. Po występie członkowie kabaretu wyszli do swoich małych fanów i rozdawali autografy. Kasia dopchała się do wszystkich i mamy zdjęcie z kompletem wpisów! Pochwaliła się tymi podpisami pani szatniarce, a gdy ta ubolewała, że nie mogła obejrzeć występu, Kasia zareagowała – szkoda, że nie wiedziałam, zdobyłabym i dla pani. 😉
o zesz! uwielbiam Hrabi!!!
zazdroszcze 🙂