Kasia miała zaliczyć formułkę spowiedzi. Rzadko kontroluję jej przedkomunijne poczynania, a i to sprowadza się do składania popisów w tabelce przygotowanej przez księdza, gdzie zaznaczane są zdane elementy bardzo rozbudowanych wymagań. O spowiedzi usłyszałam przypadkowo w szkolnej szatni. Rozmawiały o tym jakieś mamy trzecioklasistów. W domu zapytałam Kasię:
– Jak tam spowiedź?
– Nie zaliczyłam
– Dlaczego?
– Nie nauczyłam się
– Dlaczego?
– Jakoś tak wyszło, ale na następnej lekcji muszę zaliczyć. Ksiądz powiedział, że muszę na pewno!
-To powtórz i ja cię przepytam
W czasie gdy Kasia ćwiczyła formułkę, ja uszykowałam namiastkę konfesjonału. Przekręciłam krzesło, położyłam obok grubą poduszkę, która pełniła funkcję klęcznika i czekałam z tekstem swojej „roli”. Kasi bardzo spodobał się pomysł, więc powtarzałyśmy spowiedź kilkakrotnie. Było pukanie w konfesjonał na znak że odchodzi poprzednik Kasi, blabla „księdza”, odpuszczenie grzechów, amen i ponowne pukanie na znak, że może odejść. Tylko grzechów nie poznałam. 😉