Czasem nie mogę już tego wszystkiego znieść. Stoję z głową opartą o szafkę kuchenną, zamykam oczy, zaciskam pięści. A chcę krzyczeć. Biec. Skoczyć z mostu. Popuszczam jadu, a potem biorę na wstrzymanie. Postanawiam i wycofuję się. Skoro nie jestem nic warta, to lepiej gdybym zniknęła. Brnę we własnym gównie. Cuchnę. Gdzieś musi zjawić się znak, wskazówka, nastąpić przełom, przebłysk odwagi. Coś musi się przecież wydarzyć.
???
Tej odwagi… zawsze jakoś brak.
Odwagi na 2016 w takim razie 🙂
ta notka brzmi, dwubiegunowo? Right? Masz problem?