Lunęło. Usiadłam na balkonie i wdychałam zapach wilgotnej ziemi. Kasia zajrzała do mnie na chwilę, wycofała się, a potem wróciła z miseczką i kubkiem. Wyciągała ręce daleko poza balustradę aby nałapać deszczówki. Dodatkową miseczkę umieściła na parapecie kuchennego okna. Łącznie zebrało się tego jakieś pół kubka, który po wszystkim postawiła w łazience z dopiskiem – „Nie wylewać!”. Chyba powiedziałam jej kiedyś, że deszczówka dobrze wpływa na włosy, bo postanowiła to sprawdzić. Wieczorem, siedząc w wannie, wylała zebraną wodę na głowę. I zanim zdecydowała się na umycie włosów, tkwiła w pianie z „miksturą” na głowie, co najmniej 10 minut.
Efekt ją zadowolił.