kapitalnie wychodzi mi zapalanie się do różnych pomysłów, wiem, że tym razem wytrwam w regularnych ćwiczeniach i że to ostatnia czekolada, jestem przekonana że wyklejanie to mój sposób na wolne wieczory, gromadzę serwetki, pomysły, farby, albo robię szkice, wyłapuję w sieci dziwne rysunki, o, to właśnie jest to co daje mi radość w chwilach gdy za oknem sino, no i nowy, taki artystyczny zeszyt do angielskiego i stara książka z testami, którą kładę na stole, żeby omiatać ją wzrokiem, ta ściana będzie zielona, a na tej zawiśnie kolekcja ramek, tego właśnie chcę od życia, wybornie mi samej, bo mam pasje i nigdy się nie nudzę.. a potem wszystko blednie i gasnę, nad stosem inspirujących zdjęć, z klejącymi się palcami, z wegańskim przepisem na świetny gulasz, wklejonym do zeszytu i cytatem, który miał dać kopa, rozglądam wokół, wzdycham, walają się te pudełka, cienkopisy, zeszyty, notatki w kredensie, szufladach, nie wyrzucam, przekładam, bo przecież jeszcze, może jutro, wymyślę coś wyjątkowego, stworzę, przyda się w odpowiednim momencie, napiszę książkę, nie wiem o czym i zadziwię, serio.
Mam podobnie choć zwykle kończy się na pomyśle i wizji. Przynajmniej oszczędzam na zakupie materiałów. Teraz porwalam się na mały remont: malowanie, tapety i zmiana dekoracji. Miało być szybko ale się ciągnie więc zaczyna mnie nudzić. Ale skończyć muszę bo bałagan. Jestem niecierpliwa i chciałabym wszystko już. Marzę żeby usiąść w fotelu na balkonie, wypić kawę, może zapalić papierosa… Nie mam jeszcze tego fotela z rattanu. Kupie kiedy skończę wiec moze usiade dopiero wiosną…?