Zmroziło. Ale na lodowisko musowo musiałam iść. Ubrałam się jak zwykle, łyżwy wrzuciłam w torbę i przed 19-tą byłam na miejscu. Po około półtorej godziny, gdzie w trakcie jazdy czułam lekkie szpilki w dłoniach i skostnienie stóp, zawinęłam się z powrotem. Usiadłam za kierownicą. Usiadłam? Czy aby na pewno? Bo nie czułam nic. Nie czułam swojego tyłka. W ogóle. Myślę, że gdyby ktoś mnie wtedy kopnął, pośladki rozsypałyby się w drobnicę. Kierownica była lodowata, a nie prowadzę w rękawiczkach. Jechałam i krzyczałam! Tyłek mi odmarzał, dłonie kłuły. Krzyczałam! I śmiałam się jednocześnie.