Mam problem z wiarą i z Bogiem. Nie chodzę do kościoła. Kiedyś zdarzało mi się pójść choćby po to, żeby pomyśleć, wyciszyć się, ukoić to moje rozedrganie. Nie wiem. Nic nie wiem. Denerwują mnie osoby, które nie mają wątpliwości. I zazdroszczę im jednocześnie. Czuję, że mogę liczyć tylko na siebie. A jednocześnie, gdy pomyślę o rodzicach to
– Boże, proszę, spraw, żeby żyli 100 lat
W moim świecie jest tak wiele osób, które mówią o tym, że wierzą w energie.
Ja się kilka miesięcy temu też trochę w to zapędziłam. I stały się dwie tragedie, które mnie szybciutko wyprostowały. Przeprosiłam Boga za złamanie przykazania „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Wyrzuciłam, a nawet zniszczyłam wszystkie amulety. Mimo ogromnego bólu w sercu i głowie, poczułam, że do Boga mi najbliżej.
Rozumiem Cię, Ewa.
Ściskam Cię mocno na tę naszą kilkuset kilometrową odległość. 🙂
wciąż tak daleko…a nadal jakoś blisko…
Dobrze jest umieć oddzielić niebo od czyjegoś palucha, który wskazuje w jego kierunku. Bóg to jedno, a samozwańczy pośrednicy to drugie i osobiście nie mam za grosz zaufania do nich, po pewnych sytuacjach. Ale koncerty organowe w kościołach nieraz brzmią bosko, to muszę przyznać…
Pośrednicy mnie nie interesują, w ogóle…chciałabym po prostu mieć jasność w temacie 😉